Z japońskim latem nierozłącznie kojarzą się sztuczne ognie, letnie festiwale, yukaty, wachlarze, cykady, dzwonki wiatrowe. A jakie są inne, te mniej znane i oczywiste symbole japońskiego lata?
Spis treści
- Symbole japońskiego lata
- 1) Suika-wari, czyli kijem w arbuz
- 2) Kayaributa i katori-senko, czyli świnia na komary
- 3) Fūrin*, czyli dzwonki wiatrowe
- 4) Semi, czyli cykady
- 5) Edamame, czyli gotowana soja ❤
- 6) Natsu matsuri, czyli letnie festiwale i święta narodowe
- 8) Ōbon, czyli buddyjskie święto zmarłych
- 9) Iriya Asagao Matsuri, czyli wielkie święto powojów i powojników
- 10) Hanabi, czyli fajerwerki
- 11) Nagashi-sōmen, czyli spływające kluski
- 12) Kyuri asa-zuke, czyli lekko podmarynowany ogórek na patyku
- 13) Kaidan, czyli historie krew w żyłach mrożące*
- 14) Kawadoko i nōryo-yuka, czyli ogródki piwne nieco inaczej…
- 15) Yakatabune, czyli kolacja na łodzi
- 16) Fujisan noboru, czyli wspinaczka na krater wulkanu Fuji
- 17) Kingyo-sukui, czyli „wybieranie” złotych rybek
- NA KONIEC: Aisukurimu, czyli lody dziwne i dziwniejsze
Symbole japońskiego lata
1) Suika-wari, czyli kijem w arbuz
Tak, arbuz. Tego się nie spodziewaliście, co? 😉 Arbuz (po japońsku: suika) jest ulubioną przekąską nie tylko mieszkańców japońskiej wsi, ale także mieszczuchów. Pomijając fakt, że japońskie arbuzy przybierają wszelkie możliwe formy i kształty (najsłynniejsze są te w kształcie sześcianu), a ich ceny nie odbiegają od cen innych owoców w Japonii, arbuzy, ze względu na dużą zawartość wody, są jedną z ulubionych przekąsek w czasie upalnego, japońskiego lata.

Z arbuzami wiąże się też szereg dziecięcych zabaw, które często praktykowane są podczas letnich grilli i wypadów na plażę. Jedną z nich jest suika-wari (dzielenie arbuza). Zabawa polega na zawiązaniu oczu dziecku, które następnie (okręcone w kółko kilkanaście razy) próbuje zlokalizować i rozbić arbuza długą, drewnianą pałką. Inni uczestnicy zabawy pomagają w zlokalizowaniu arbuza krzycząc kierunki – „prosto”, „w prawo”, itd. Gdy udaje się trafić i arbuz pęka, wszyscy uczestnicy zabawy zajadają się (zbitym na kwaśne jabłko) arbuzem.

Co ciekawe, Japończycy często jadają arbuza posypanego odrobiną soli – podobno pomaga to w wydobyciu lepszego smaku owocu. Jeśli chcielibyście poeksperymentować przy następnym arbuzie – polecam. Tylko dajcie znać w komentarzach, czy Wam smakowało!
2) Kayaributa i katori-senko, czyli świnia na komary
Kayaributa to świniokształtny, ceramiczny pojemnik na katori-senko – „zwinięte kadzidełko na komary”. Lato w Japonii jest wilgotne i gorące, często temperatura nie spada poniżej 30 stopni Celsjusza przez wiele dni, a to oznacza jedno – chmary komarów.
Katori-senko jest specjalnym kadzidłem służącym do odstraszania komarów. W jego skład wchodzą owadobójcze substancje pochodzące z suszonych wrotyczy dalmatyńskich (z wyglądu przypominają rumiany).

Ponieważ katori-senko przybiera przeważnie postać zielonej spirali, kluczową kwestią jest ich odpowiednie umocowanie, by zapewnić dobre spalanie i uwalnianie się dymu, przy równoczesnym zbieraniu popiołu. Jednym z typów „kadzielnic” na katori-senko jest widoczna powyżej ceramiczna podstawka z długą szpilą, na którą nadziewa się środek kadzidełka, jednak najbardziej kultową kadzielnicą jest porcelanowa świnia, zwana kayaributą. Kayaributy można z łatwością kupić w sklepach gospodarstwa domowego. Pomimo, że są porcelanowe i zajmują w bagażu trochę miejsca, wydaje mi się, że mogą być świetną pamiątką z Japonii. Bardzo żałuję, że nie kupiłam swojej…

3) Fūrin*, czyli dzwonki wiatrowe
Jest takie japońskie słówko, jak nōryo (納涼), oznaczające „cieszenie się chłodem (wieczoru)”. Jak się jednak okazuje, uczucie nōryo jest pojęciem bardzo szerokim i może być też wywołane innymi zjawiskami, niż tylko obniżenie temperatury powietrza. Według Japończyków jednym z nich jest dźwięk wydawany przez fūrin, japońskie dzwonki wiatrowe. Zazwyczaj szklane, malowane od wewnątrz dzwonki, rozwieszane są przed domami, na balkonach, tarasach i w ogrodach, ponieważ ich dźwięczny, wysoki ton, wywołuje poczucie chłodu. Muszę przyznać, że choć z początku byłam dość sceptyczna (na przykład fūrin w czasie silnego wiatru potrafią być dość irytujące), to jednak coś w tym jest. Nie wiem, czy to tylko autosugestia, czy prawdziwy czar tych dzwonków, ale działają!
Jeśli ktoś ma okazję odwiedzać Japonię w letnich miesiącach, dzwonki wiatrowe mogą stanowić ciekawą pamiątkę z Japonii (do kupienia np. w Daiso za 108 jenów, zdobione lub „czyste”). Można je również znaleźć na licznych straganach z pamiątkami przy świątyniach i parkach. Trzecią opcją jest samodzielne wykonanie swojego dzwonka. Dzwonki robione ręcznie różnią się przede wszystkim tym, że ich krawędzie są ostre (powstają w wyniku „utrącenia” ciężkim i ostrym przedmiotem kawałka szklanej kuli). W Tokio, niedaleko Ueno, znajduje się jeden zakład specjalizujący się w produkcji dzwonków wiatrowych tradycyjną metodą, jednak jego właściciele mówią tylko po japońsku.


* Uwaga! Czytamy fuurin, z długim „uu” (風鈴). Jeśli przeczytamy z pojedynczym „u” (furin, 不倫) okaże się, że symbolem japońskiego lata jest… seks pozamałżeński (może też jest, tego nie wiem)!
4) Semi, czyli cykady
Japońskie cykady mają dość specyficzny cykl życiowy. Najpierw, jako larwy, spędzają około 10 lat pod ziemią, w zupełnych ciemnościach. Po tym czasie, pewnego ciepłego i suchego wieczora, wychodzą na powierzchnię i przepoczwarzają się w sporych rozmiarów brązowe, skrzydlate owady. W tym momencie zaczyna się dla nich nieubłagany wyścig z czasem – cykady mają bowiem zaledwie tydzień, by zwabić partnera, złożyć jaja i umrzeć. Zdaje się, że powiedzenie „żyj krótko, umrzyj młodo” wzięły sobie aż zanadto do serca 😉 Po kilku tygodniach trawnik pod dużymi drzewami usiany jest martwymi ciałami cykad. Urocze to raczej nie jest, choć japońskie dzieci czasem zbierają ich wyschłe pancerze dla zabawy.
Japończycy bardzo lubią charakterystyczny dźwięk wydawany przez samce cykad za pomocą odwłoków. Dźwięk ten, będący „pieśnią zalotną”, rozbrzmiewa donośnie w całym Tokio. Siła brzmienia grupy tych owadów często przekracza 100 decybeli, co skutecznie uniemożliwia na przykład rozmowę na ulicy. Albo myślenie, ale to chyba tylko w moim przypadku.
Występujące w Tokio cykady są duże (nawet do 5 centymetrów) i brązowe. Zasiedlają głównie drzewa, ale też mury, szczeliny w ścianach – wszystko, co tylko możliwe. I brzęczą od rana do nocy, jakby działały na baterie słoneczne.
Niektórzy Japończycy potrafią odróżnić gatunki cykad po wydawanych przez nie dźwiękach. Podobno niektóre robią tsuku-tsuku-boshi, inne kanakanakana, jeszcze inne znowu min-min-min. Te ostatnie masowo występują w Tokio, a wydawany przez nie dźwięk przypomina jakąś psychodeliczną szlifierkę. Jeśli jesteście ciekawi jakie dźwięki wydają japońskie cykady, koniecznie zaglądnijcie tutaj. Odon w jednym ze swoich wpisów na Lang-8 (przy okazji – świetna platforma wymiany językowej, kiedyś korzystałam i bardzo polecam) wyjaśnia różnice pomiędzy poszczególnymi cykadami i ilustruje je odpowiednimi filmikami 🙂
5) Edamame, czyli gotowana soja ❤
Edamame to, obok grzybów maitake i tartego yamu tororo, moja ulubiona japońska przekąska. Je się ją najczęściej latem, kiedy stronki sojowe są młode i świeże. Edamame mogę jeść nałogowo, jak niektórzy wciągają słonecznik lub fistaszki. Edamame (dosłownie: strąki fasoli) to młode strąki soi, które gotuje się przez krótką chwilę w osolonej wodzie, a następnie odcedza i suto posypuje gruboziarnistą solą. Przygotowanie przekąski trwa chwilę, a radość z niej jest ogromna 🙂 Gotowe edamame można również z powodzeniem kupić w supermarketach (wieczorem warto polować na obniżone ceny), a także w rozmaitych izakaya (japońskich pubach), ponieważ gotowana soja to także tradycyjna letnia „przystawka” do piwa, serwowana tak, jak u nas orzeszki.

6) Natsu matsuri, czyli letnie festiwale i święta narodowe
Lato to najlepszy czas na matsuri – czyli japońskie święta i festiwale. Matsuri mają różne podłoże – mogą to być święta religijne, historyczne, jak również festiwale konkretnych miast lub dzielnic. Ich cechą charakterystyczną jest to, że wszystkie odbywają się na ulicach miast, pod gołym niebem. Najsłynniejsze matsuri przyciągają tysiące widzów, a wszystkie wolne noclegi w okolicy są często wyprzedane na długie miesiące przed festiwalem. Pamiętam, że nie kryłam rozczarowania, jak na dwa miesiące przed moim wymarzonym Nebuta Matsuri (słynnym z olbrzymich lampionów ciągniętych na platformach) w Aomori nie było ani jednego miejsca…

Latem Japonia oferuje cały wachlarz imprez: od tradycyjnie japońskich po te importowane z innych kultur. I tak, raz można uczestniczyć w pokazie Yokagura w lokalnym, górskim chramie shintō, innym razem trafić na festiwal tańców z Okinawy przetaczający się ulicami Tokio, jeszcze innym razem – defiladę Oiran (japońskich kurtyzan z okresu Edo), następnie – na paradę Samby. Bo nie muszę oczywiście dodawać, że np. 17 marca Japończycy świętują Dzień Świętego Patryka paradą niemal przerastającą tą w Dublinie?

Umi no hi, czyli Dzień Morza
Umi no hi jest japońskim świętem narodowym, którego obchody są raczej skromne w porównaniu z innymi festiwalami. Najprawdopodobniej przemknęłoby mi zupełnie niepostrzeżenie, gdyby nie to, że główne tokijskie obchody tego święta odbywały się nigdzie indziej, a na „mojej plaży” na Odaibie.
Umi no hi, przypadające na trzeci poniedziałek lipca, zostało ustanowione na cześć mórz i oceanów, które mają szczególne miejsce w sercach Japończyków – narodu wyspiarzy.

Yama no hi, czyli Święto Gór
Jak wiadomo, im wyżej, tym chłodniej (temperatura spada w górach średnio o 0,6 stopnia na każde 100 m), więc ustanowienie w 2016 r. nowego święta w środku lata – Dnia Gór – było doskonałym pomysłem. 11 sierpnia 2016 r., uciekając od letniego ukropu (i hałasu cykad), wraz z grupą znajomych udałam się w góry w okolicy Tokio. Ciesząc się z wolnego dnia nikomu nawet nie przyszło do głowy by sprawdzić, jakie to było święto. I tak, zupełnie przypadkiem – celebrowaliśmy Dzień Gór w najbardziej należyty sposób – chodząc po górach. Szkoda, że nie widzieliście mojej miny, kiedy w autobusie powrotnym sprawdziłam co to właściwie był za dzień w kalendarzu japońskich świąt. Przecież nie mogłam go znać – były to pierwsze obchody Dnia Gór w historii Japonii 🙂

7) Kakigōri, czyli kruszony lód z sokiem
Kakigōri to tradycyjny, popularny zwłaszcza podczas letnich festiwali przysmak odpustowy. Możemy śmiało postawić go obok naszych obwarzanków, waty cukrowej albo „lodów z maszyny”. Właściwie kakigōri to nic innego jak lody wodne, które powstają w wyniku skruszenia brył lodu na drobne wiórki. Taki rozdrobniony lód polewa się słodkim, owocowym syropem (najpopularniejsze smaki to truskawka, arbuz, cytryna). Niektórzy dodają również mleko skondensowane, pastę z czerwonej fasoli azuki, białe mochi lub zieloną herbatę.
Pamiętam, że pierwszy raz widziałam kakigōri na filmie „Wyznania Gejszy” i byłam przekonana, że „skrobane lody” odeszły do lamusa wraz z powojenną modernizacją Japonii (ta scena). Bo musicie wiedzieć, że ten lodowy deser ma już długą historię. Sięga okresu Heian (czyli ma już tysiąc lat…), kiedy to lód był towarem luksusowym; wtedy chłodzono się nim jedynie w zamożnych domach. Lodowy deser trafił na ulice dopiero w okresie Meiji (2 połowa XIX wieku), kiedy rozwój transportu umożliwił sprawniejsze przewożenie brył lodu między miejscowościami.
Japończycy, którzy uwielbiają kultywować wszystko to, co stare, nadal jedzą kakigōri. Można je dostać w pobliżu parków miejskich, na licznych świątynnych odpustach lub w starych cukierniach-herbaciarniach. Miejsce, w którym sprzedawane jest kakigōri, najłatwiej rozpoznać po bannerze. Widnieje na nim czerwony znak kanji 氷 (kōri) oznaczający „lód” na tle niebieskich fal. Możesz go znaleźć na zdjęciu tytułowym do tego wpisu 🙂

Mi udało się trafić na kruszone lody w Tokio, w pobliżu parku Ueno oraz w małych uliczkach dzielnicy Ningyōchō. Kakigōri również sprawdziły się świetnie podczas upalnych, całonocnych tańców bon odori (patrz niżej) w Gujo.
8) Ōbon, czyli buddyjskie święto zmarłych
Obchody Ōbon – japońskiego święta zmarłych – są nieodzownym elementem japońskiego lata. Odbywające się po zmierzchu, barwne, tłumne i wesołe imprezy skupione wokół tańca bon odori to tylko zewnętrzne przejawy tego pięknego, długiego i bogatego święta. Czas Ōbon, to – obok Nowego Roku i Złotego Tygodnia – niemal jedyny okres, kiedy Japończycy masowo biorą urlop i udają się do swoich rodzinnych miejscowości, by tam w gronie najbliższych oddawać cześć swoim zmarłym przodkom.
Podczas, gdy w małych miejscowościach na prowincji obchody Ōbon nie zmieniły się od setek lat (nadal tańczy się te same, lokalne bon odori, a na wieczornych tańcach zbierają się wszyscy mieszkańcy miasteczka), w kosmopolitycznym Tokio można usłyszeć największe przeboje muzyki POP, który wtórują bębny taiko. Ktoś kiedyś powiedział, że Tokio to nic innego, jak zlepek mieszkańców z różnych prowincji Japonii i przez to nie ma swoich tradycyjnych tańców. Choć ta opinia wydaje mi się bardzo krzywdząca dla potomków Edokko („dzieci Edo” – mieszkańców dawnego Tokio), wypowiedziana z ust Japończyka dała mi dużo do myślenia.

9) Iriya Asagao Matsuri, czyli wielkie święto powojów i powojników
Kiedyś przeczytałam, że mieszkańcy Tokio nie wyobrażają sobie inaczej rozpocząć lata, niż od wizyty na corocznym targu powojów w tokijskiej Iriya. Pomyślałam, że jeśli i ja mieszkam w Tokio, wypada mi się tam udać. Wielki targ powojów (Iriya Asagao Matsuri lub – po angielsku – Iriya Morning Glory Fair ❤) odbywa się w Tokio od 6 do 8 lipca.

Każdego roku festiwal przyciąga ponad 60 hodowców i 400 tysięcy klientów. Prawie sto straganów z kolorowymi powojnikami rozciąga się po obu stronach ulicy Kototoi-dori oraz na podwórcu świątyni Shingen-ji (okolice stacji metra Iriya, zaraz za Ueno). Podobno kwiaty powoju sprzedawano w Tokio już w okresie Edo, choć wtedy główni hodowcy zamieszkiwali dzielnicę Okachimachi.

Asagao znaczy dosłownie „poranna twarz” – kwiaty powoju reagują na światło i otwierają się wraz z pierwszymi promieniami słońca. Kwitną przed południem, a jak słońce stanie się zbyt intensywne – zamykają się i usychają. Nie trzeba więc tłumaczyć, że dla (zafascynowanych opadającymi płatkami kwiatów wiśni, zanim jeszcze kwiat zdąży przekwitnąć) Japończyków idea kwiatu, który żyje tylko pół dnia, wydała się niezwykle fascynująca. O ironio, wszytko, co żyje krótko i umiera przedwcześnie (wiśnie, cykady, powoje) – jest niezwykle cenione w najdłużej żyjącym na świecie i walczącym ze skutkami masowego starzenia się, japońskim społeczeństwie.

Powoje są częstym motywem zdobiącym letnie wahlarze, dzwonki wiatrowe i yukaty. Są też specjalne fajerwerki przypominające powoje – asagao hanabi!
10) Hanabi, czyli fajerwerki
Sztuczne ognie – hanabi (dosłownie: ogniste kwiaty) to nieodłączny element wielu japońskich festiwali, a już na pewno japońskiego lata. Japończycy są niewątpliwymi mistrzami fajerwerków, a ich twórców postrzega się jako artystów. Niektóre fajerwerki przed wystrzeleniem osiągają wręcz monstrualne rozmiary (dla przykładu Yonshakudama ma średnicę 1,2 metra i ważą kilkaset kilogramów). Nie wszystkie są też rozszerzającymi się rozetami (niektóre przypominają prawdziwe kwiaty; moje ulubione to fajerwerki-chryzantemy). Ostatnio na festiwalach Japończycy często popisują się fajerwerkami tworzącymi… emotikony.
Każdego roku, zwłaszcza w lipcu i sierpniu, w całej Japonii odbywają się setki pokazów fajerwerków – małych i dużych; przyciągających od setek do miliona widzów. Jednym z najsłynniejszych i najbardziej wystrzałowych festiwali jest Sumidagawa Hanabi Taikai, czyli coroczny pokaz fajerwerków nad rzeką Sumidą w Tokio. Festiwal ma długą historię – wywodzi się od festiwalu Ryōgoku Kawabiraki, który można zobaczyć na drzeworycie Utagawy Hiroshige. Fajerwerki nad Sumidą to ekstremalnie masowe wydarzenie – myślałam, że po koncercie The Prodigy na Woodstocku (700 tysięcy osób) nic mnie nie zaskoczy, jednak morze jednego miliona widzów skupionych w miejskiej przestrzeni Tokio na jednym pokazie fajerwerków podbiło stawkę…
Pokazy fajerwerków to także wydarzenia towarzyskie. Najlepiej przyjść w yukacie, zabrać ze sobą wachlarz i coś do siedzenia. Można zaopatrzyć się w przekąski i zimne napoje po drodze, jeśli nie chcemy stać w długiej kolejce do ulicznych straganów. Na pokazach fajerwerków panuje luźna, zrelaksowana atmosfera. Pokaz rozpoczyna się zazwyczaj po zachodzie słońca i trwa od 1 do 2 godzin.
Ciekawostka: W przeciwieństwie do państw Zachodnich, w Japonii fajerwerki nie są zwykle używane w czasie obchodów Nowego Roku.
11) Nagashi-sōmen, czyli spływające kluski
Sōmen to rodzaj bardzo cienkiego makaronu pszennego, który stanowi podstawę letnich posiłków (gdy jest bardzo gorąco, bywa nawet chłodzony kostkami lodu). Jedną z najciekawszych form jedzenia makaronu sōmen jest tzw. nagashi-sōmen, czyli „spływający makaron”. Więcej zdjęć i informacji o nagashi-sōmen znajdziesz w tym wpisie.

12) Kyuri asa-zuke, czyli lekko podmarynowany ogórek na patyku
Czy wiecie, że w dawnej Japonii uważano ogórki nie tylko za niejadalne (gorzkie i trujące), ale też nieczyste? Zjedzenie ogórka powodowało „skalanie”, które uniemożliwiało wizytę w świątyni lub chramie shintō. Dopiero pod koniec okresu Edo ogórek zyskał przychylność Japończyków. Uznano, że nie tylko nie jest trujący, ale na dodatek jego spożycie przyjemnie odświeża i nawilża.

Ogórki zawierają 95% wody. Włożone do beczek z lodem są niezwykle smaczną i bogatą w sole mineralne (które latem wyparowują z człowieka wraz z hektolitrami potu) przekąską. Bardzo często macza się ogórki w paście miso, dla poprawy smaku. Muszę przyznać, że jest to świetne połączenie. Należy tylko kupić mały, raczej droższy niż tańszy, słoiczek pasty ze sfermentowanej soi i maczać w nim ogórka jak w musztardzie. Pycha!!!

W sezonie letnim ogórki najczęściej serwowane są surowe lub podmarynowane w soli (kiedyś zdobędę się na opublikowanie jakiegoś sprawdzonego przepisu). Na straganach znajdziemy je nadziane na patyk – jak lody, w restauracjach – pokrojone na plasterki w postaci ogórkowej sałatki, a zawinięte w rolkę sushi (zamiast surowej ryby) będą nazywały się kappa-maki. Bo kappy, japońskie demony wodne – dla ogórków gotowe są zabić. Dosłownie!
13) Kaidan, czyli historie krew w żyłach mrożące*
Co jeszcze robią Japończycy, aby przetrwać nieznośne, letnie upały? Sięgają po to, co jest w stanie zmrozić im krew w żyłach lub zapewnić przyjemny dreszczyk grozy. W epoce Edo szczególnie popularne były tzw. kaidan (dziwne opowieści), czyli opowieści o zjawach i duchach, które chętnie przedstawiano na deskach teatru. Mi w zeszłym roku udało się zobaczyć słynną sztukę Nanbokiego Tsuruyi Yotsuya-kaidan i powiem Wam, że całkiem żwawo wychodziłam po niej z Teatru Narodowego, zwłaszcza, że udawałam się z niego prosto na Yotsuyę (dzielnica Tokio)…
Współcześnie kaidan zastąpiły częściowo tzw. „horā”, czyli horrory, a także dreszczowce i kryminały. Jeśli nie macie ochoty na oglądanie słynnego „Ringu” czy „Dark Water” (pamiętam, że po tym drugim nie mogłam spać chyba przez tydzień, a na wszystkie napotkane na klatce schodowej dzieci traktowałam z dużą dozą ostrożności…), możecie sięgnąć po japoński kryminał. Od środy w polskich księgarniach dostępny jest najnowsze dzieło Tetsuya Honda „Przeczucie” – pierwsza część cyklu o młodej komisarz Reiko Himekawie. A wszystko zaczyna się od się od zwłok podrzuconych pod żywopłotem. Jak śmieci. I to w Tokio, gdzie nikt nie wyrzuci na ulicę nawet papierka…

14) Kawadoko i nōryo-yuka, czyli ogródki piwne nieco inaczej…
Kawadoko i nōryo-yuka to specjalne, drewniane pomosty, wznoszone latem przez japońskich restauratorów na lub w pobliżu cieków wodnych. Co ważne, można je spotkać jedynie w i na obrzeżach Kioto, od 1 maja do 30 września. Oświetlone lampkami i otoczone zewsząd wodą dają poczucie chłodu i orzeźwienia. Jedzenie po zmierzchu lekkich, japońskich posiłków w takich okolicznościach przyrody musi być prawdziwą przyjemnością 🙂

Pamiętacie słówko nōryo z początku wpisu (cieszenie się wieczornym chłodem)? Nōryo-yuka to połączenie tego słówka z platformą / pomostem (yuka). Nōryo-yuka wznoszone są w Kioto przez restauracje usytuowane wzdłuż rzeki Kamo. Mieszkańcy Kioto czasem skracają ich nazwę mówiąc po prostu yuka.

Nōryo-yuka otwarte są w ciągu dnia tylko w maju i wrześniu – miesiące letnie są zbyt gorące, by móc cieszyć się na nich posiłkiem za dnia.
15) Yakatabune, czyli kolacja na łodzi
O yakatabune wiedziałam, zanim jeszcze dowiedziałam się jak się nazywają. Każdego wieczoru wody Zatoki Tokijskiej w pobliżu brzegów Odaiby zapełniały się dziesiątkami mniejszych i większych łódeczek. Często obserwowałam je z plaży – oświetlone po zmroku dziesiątkami kolorowych latarni pięknie komponowały się z rozświetlonym Rainbow Brige – moście łączącym Odaibę z… resztą świata. Był to widok niezwykle romantyczny i zastanawiałam się nawet, czy samej nie wybrać się kiedyś na taki wieczorny rejs, a później sprawdziłam cenę i doszłam do wniosku, że z plaży też wyglądają całkiem fajnie… (dwugodzinny rejs kosztuje około 400 zł).

Yakatabune (dosłownie „łódź jak dom”) to statki w stylu japońskim. Dawniej wypoczywali na nich arystokraci, podziwiając z ich pokładów kwitnące sakury lub księżyc w pełni. Współcześni uczestnicy rejsu podziwiają (nie mniej piękną) nocną panoramę Tokio. Wnętrze yakatabune stanowią maty tatami i niskie, japońskie stoliki. Na pokładzie serwuje się zimne napoje, alkohole i drobne posiłki, m.in. tempurę.
Choć yakatabune funkcjonują w Tokio przez cały rok, ich popularność jest szczególnie duża latem, gdyż pozwala uciec z lądu i nieco odpocząć od nagrzanych w ciągu dnia betonowych murów i asfaltowych ulic.
16) Fujisan noboru, czyli wspinaczka na krater wulkanu Fuji
Japończycy doskonale wiedzą, że ich święta góra należy do niezwykle kapryśnych – nie tylko jeśli chodzi o ukazywanie swojego oblicza (a raczej jego ukrywanie, gdy bardzo chcemy je ujrzeć), ale również o warunki pogodowe, jakie panują na jej zboczach. Dlatego wspinaczka na Fuji możliwa jest tylko latem, a szczyt sezonu wspinaczkowego przypada w sierpniu. W tym czasie liczne biura turystyczne oferują swoje usługi przewodnickie dla grup zorganizowanych. Prawdziwi Tokyoite (tokijczycy) twierdzą jednak, że pielgrzymka na świętą górę jest czymś, bez czego można się obejść i wystarczy im spoglądanie na górę Fuji wynurzającą się zza tokijskich wieżowców. A ponieważ mi bliżej do Tokyoite, niż do alpinisty, zdjęcia dla Was zrobiła ze szczytu Ola 😉


17) Kingyo-sukui, czyli „wybieranie” złotych rybek
Kingyo-sukui, czyli łapanie złotych rybek za pomocą specjalnej paletki to (nieco bezduszna) dziecięca zabawa, którą możemy zobaczyć na rozmaitych letnich festiwalach w Japonii. Na stoisko z kingyo-sukui natrafimy z pewnością podczas wszelkich świątynnych odpustów, zwanych ennichi. Podobnie jak u nas, podczas ennichi, w świątyni odbywają się specjalne uroczystości ku czci mieszkającego tam bóstwa, a okoliczne uliczki i place usiane są straganami sprzedawców. Stoisko z kingyo-sukui jest czymś, czego po prostu nie może zabraknąć latem na tego typu imprezie. Zazwyczaj po uiszczeniu drobnej opłaty (100 jenów) otrzymuje się papierowy nabierak, za pomocą którego należy przenosić pływające w zbiorniku złote rybki do osobnej miseczki. Wygrywa ten, kto złapie najwięcej. Nie jest to jednak łatwa sztuka – cała sprawa polega na tym, że nabierak zrobiony jest z papieru i bardzo szybko namaka. Zabawa kończy się w momencie, kiedy papier przedrze się zupełnie, uniemożliwiając łapanie kolejnych rybek.

Złowione na festiwalu złote rybki dzieci zabierają ze sobą do domu w plastikowych woreczkach. Co się później z nimi dzieje – nie wiadomo, ale znając zamiłowanie Japończyków do tego, co żyje krótko…
NA KONIEC: Aisukurimu, czyli lody dziwne i dziwniejsze
Dla Japończyków lody o smaku słonego karmelu nie są większym wydarzeniem. Próbowaliście kiedyś lodów o smaku pieprzu? A czarnego sezamu? A musztardy francuskiej (bleeeh, niestety kupiłam)? Na zdjęciu lody o smaku gryki, a właściwie makaronu gryczanego, w Ōuchi-juku w Fukushimie.

Ufff, koniec. Mam nadzieję, że podobał Wam się ten wpis i doczytaliście do końca! 😉
* Wpis zawiera lokowanie produktu. Wspomnianą w artykule książkę otrzymałam od jej polskiego wydawcy – wydawnictwa Znak.
Nie bądź sknera,
podziel się z innymi!
o matko, ale mi sie zatesknilo! tyle ciekawostek, och..
uff, doczytałam do końca i to z przyjemnością
Ta świnka fajna, nie wiedziałam o niej
Czytalam z przyjemnoscia ! Wiele dowiedzialam sie dzieki Tobie ( mimo ze bylismy z mezem w Japonii ). Wielkie gratulacje i powodzenia na przyszlosc ! Wanda & Maciek
super, dużo ciekawostek i szczególików na temat japońskiego lata, na które wczesniej nie zwróciłam uwagi 🙂 a kto by pomyślał, ze najlepszym sposobem na komary jest świnkaXD
Doczytałam! Jaka będzie nagroda? 😀 Kilka pomysłów było naprawdę super! Lody o smaku czarnego sezamu można od paru lat kupić w Warszawie (obok lodów o smaku pomidorów, z bekonem etc.).P.S. w Rosji arbuzy nie tylko solą, również konserwują – i podaja w zimie jako przekąska do wódki (ble – nie dałam rady zjeść więcej niż jednego kęsa, mimo że dla wielu jest super pysznym przysmakiem)
Czytając można poczuć japoński klimat, super! 😀
Jak zwykle tyle ciekawych rzeczy o Japonii, która dla większości jest samą egzotyką. Coraz więcej ten kraj przeciwieństw i odmiennych zwyczajów, zaczyna mi się podobać. A post jest rewelacyjny!
Zasyłam serdeczności
Dziękuję Ultro!
Tobie również wszystkiego dobrego! 🙂
Pingback: "Gdy bogowie są nieobecni", czyli październik w Japonii